W MSZ-owskm stylu, czyli po południu w ostatni piątek przed wigilią Bożego Narodzenia, dyrektor Biura Spraw Osobowych MSZ wysyła do sekretariatu claris (pardon: wiadomość poczty elektronicznej) i do wiadomości zainteresowanej o dyscyplinarnym odwołaniu z placówki z dniem 31 grudnia 2012 konsul generalnej w Kolonii, Jolanty Kozłowskiej.
Nasz konsulat w Kolonii, obejmujący swym zasięgiem cztery kraje związkowe RFN, mieści się w pięknej, zabytkowej willi Neuerburg z rozległym ogrodem w jednej z najlepszych dzielnic Kolonii, Marienbergu. Otóż dzielnica Marienburg w Kolonii to jak okolice Łazienek w Warszawie, a wzniesiona w 1925 roku w stylu angielskim willa jest naprawdę piękna. Przed 1993, gdy stolica Niemiec została przeniesiona z Bonn do Berlina, mieściła się w niej nasza ambasada (Bonn i Kolonia leżą blisko siebie).
Pomijając ewidentne argumenty historyczno-prestiżowo-emocjonalne, planowana przez nasz resort sprzedaż budynku i wynajęcie czegoś w pospolitym biurowcu, jest zwyczajnie nieopłacalna. Nie będę zanudzał szczegółami, ale za ewentualna oszczędność w kosztach utrzymania obiektu, nie uda się wynająć nowych biur. Poza tym wiemy ile kosztują przenosiny, koszty związane ze sprzedażą obiektu, przystosowanie nowego do potrzeb konsularnych, etc. Znam finanse MSZ na wylot i zapewniam publicznie – argument o oszczędnościach w związku z zamykaniem placówek to czysty PR. Jest to promil wydatków, a utworzenie nowej w miejsce zamkniętej to koszt nieporównanie większy (roczny koszt większości z dotychczas zamkniętych nie przekraczał miliona złotych, w większości etaty – które i tak zostały jedynie przeniesione gdzie indziej). Żeby nie wspomnieć o absurdach jak… generalny remont placówki przed jej zamknięciem (a remont w państwie afrykańskim to wyzwanie dla kierownika administracyjno-finansowego!). Nie sprzedaje się nieruchomości w czasie kryzysu! Od pół roku płacimy za pustą willę w Pradze, od końca czerwca nie ma przecież ambasadora, podpisano tam też umowę na wynajem budynku w centrum miasta, który nie nadaje się na działalność kulturalną, do jakiej miał być przeznaczony. Przykładów bezsensu znamy więcej i nie będę ich tu mnożył.
Tymczasem decyzją ministra czeka nas likwidacja Konsulatu Generalnego w Lille, Konsulatu Generalnego w Malmö, a także przeniesienie siedzib Konsulatów Generalnych RP – z Los Angeles do San Francisco i z Vancouver do… Edmonton. Za sprzedaż nieruchomości konsulatu w Malmö skarb państwa wzbogaci się o… 2,15 mln zł, czyli mniej więcej tyle co wydajemy przez rok na papier i spinacze biurowe. A może wystarczyło zmniejszyć liczbę etatów lub zostawić jednego, prężnego konsula bez rezydencji, których tam nie brakowało? I otworzyć konsulat tam gdzie jest naprawdę potrzebny, jak na Florydzie?
Kontenerowy ministrze, drogi Radku, czterdziestomilionowy naród stać na utrzymanie kilku dodatkowych placówek, mamy swoją godność by nasze konsulaty mieściły się w miejscach godnych Rzeczypospolitej, a nie w kontenerze. Nawet za PRL uszanowano posiadanie przez państwo „burżuazyjnych” obiektów. Willi w Kolonii nie pozbyliśmy się nawet gdy szefował tam konsul Oleksy (tak, brat Olina).
Radku, nie robi się rzeczy nieodwracalnych. Tak jak przez błędną instrukcję kancelaryjną którą wydałeś, poszło z dymem dziesiątki metrów ważnych dokumentów (o tym napiszę osobno bo to oddzielny temat), tak nie wyprzedaje się rodowych sreber – w tym przypadku zabytkowego obiektu, który nie jest do odzyskania na rynku. Oszczędzać oczywiście trzeba, ale sprzedaż takiej nieruchomości to postępowanie na poziomie alkoholika, który wynosi z domu co cenniejsze rzeczy, żeby mieć na wódkę. Jesteśmy właścicielem budynku, a nową siedzibę będziemy musieli wynajmować płacąc czynsz. Na razie
Konsul Jolanta Kozłowska, zwana Różą, wcześniej przez wiele lat pracowała, a następnie kierowała placówką w Monachium, jest osobą o dużej, muzycznej wrażliwości, z rozmachem promowała polską kulturę i zapewne sobie poradzi do końca misji Radosława Sikorskiego (te kilka miesięcy wytrzyma). Jest tą „obcą”, „spoza MSZ”, jak mówi się o nie-mianowanych, więc jest to życiowy dramat dla tej inteligentnej kobiety, która miałem przyjemność poznać lata temu. Zamiast odwoływać zasłużoną skądinąd i operatywną konsul Kozłowska, pomyśl raczej o przeglądzie kadr tam pracujących – w samej Kolonii wciąż pracują co najmniej dwa buraki – wiecie o kim mówię – i ich współmałżonki, które nie tylko nie znają języka, ale co gorsza swoim nastawieniem pokazują, że są tam z przypadku, a nie na służbie.
Nie będę Pani konsul generałowej głośno chwalił, bo dyplomata, (prawie) jak w wojsku powinien wykonywać polecania ministra z centrali. Ale co zrobić jak minister jest niespełna rozumu? Odmówić posłuszeństwa? Na pewno zachować się zgodnie ze swoim sumieniem – i za to chwała cichym bohaterom.
W ramach życzeń na Nowy Rok życzę nam, robaczkom MSZ, zdrowia, spokoju, dystansu, stabilności której brakuje, a nade wszystko mądrego kierownictwa. Do siego Roku!